-
O tym, że NaNoWriMo w tym roku było inne
Długo zastanawiałam się jak napisać o tegorocznym Nano. I czy w ogóle coś pisać, bo ciekawych wpisów o Nano jest wiele (linki do moich ulubionych na końcu). Ale to Nano pod pewnymi względami było dla mnie wyjątkowe. Myślałam, że jako stara wyjadaczka mam już opracowany plan działania, zestaw narzędzi i w ogóle same old same old. A jednak w 2020 zaskoczyłam samą siebie. Być może dlatego, że pisałam projekt, który zaczęłam w 2016, a nie coś nowego. Nie musiałam wymyślać zrębów fabuły, za to musiałam je wypełnić. Ale co się właściwie zmieniło? Chyba pierwszy raz tak regularnie i często brałam udział w sprintach z innymi ludźmi. Przez Discorda, więc z…
-
O tym skąd biorę pomysły
Skąd Państwo czerpią inspirację to podobno ulubione pytanie wszystkich pisarzy (niektórzy mają na nie bardzo kreatywne odpowiedzi). Za namową JK Radosz przez tydzień prowadziłam dzienniczek inspiracji, zapisując każdą inspirującą rzecz, która mnie spotkała. I czego się dowiedziałam? 1. Że albo inspiracja rzuca się na mnie z każdej strony albo znika. Mam takie dni, w których zapisałam kilka rzeczy, ale są też zupełnie puste. Wszystko zależy od mojego zapracowania i nastroju (jest taki złoty środek, kiedy jestem bardzo zajęta, ale mój mózg ma jeszcze wolne moce przerobowe i zużywa je na inspirowanie się). 2. Inspirację łapię każdym zmysłem, poza dotykiem. Na mojej liście są piosenki, zdanie ze służbowego maila, pogoda, zapach perfum,…
-
O tym, że nie taka redakcja straszna jak ją malują
Redakcja tekstu literackiego to coś, czym straszy się nieopierzonych pisarzy na całym świecie. Wydawnictwo przyjmuje Wasze wypieszczone dzieło, a potem oddaje je redakcji do poprawienia. Która to redakcja zażąda absolutnej zmiany fabuły, stylu, zmusi do używania feminatywów i w ogóle ze Sklepów cynamonowych zrobi Seks w wielkim mieście. Z mojego skromnego doświadczenia wynika, że to bujda na resorach. Kiedy GW Alpaka przyjęła moje opowiadanie byłam wniebowzięta. Kiedy dostałam maila z redakcją opowiadania, czułam się jak podczas sprawdzania wyników egzaminu. I przez kilka dni była sparaliżowana przeświadczeniem, że pewnie cały tekst jest na czerwono, wszystko źle i w ogóle pała. Ale kiedy w końcu go otworzyłam (jestem w końcu dorosła i…
-
O tym, że wcale nie muszę być Newtonem
No i może gdybym nie miała na głowie nic poza odkryciem grawitacji, może by mi się udało. Ale muszę jeszcze dopilnować by mieć czyste skarpetki na zmianę i zakupów na najbliższe dni. Przydałoby się też utrzymać mieszkanie na jakimś poziomie czystości. O stresie związanym z wirusem nawet nie wspominam. Być może sir Isaac na stres reagował wzrostem produktywności. Ja reaguję przemożną chęcią zwinięcia się w kulkę i zapadnięcia w sen. A zamiast pełnego idei umysłu mam kawałek waty, dla którego wymyślenie obiadu to już szczyt kreatywności. Powoli robi się lepiej, ale dzięki wszystkim Alpaka wydłużyła okres nadsyłania im opowiadań. Bo w zeszłym tygodniu nie miałam głowy ani do pisania ani…
-
A czasami pomysł rozkwita niespodziewanie i można coś z nim zrobić
No więc skończyłam pierwszą rzecz w 2020. Opowiadanie miało służyć tylko rozpisaniu się i żeby zacząć skorzystałam z writing prompt (czy jest na to jakaś ładna polska nazwa? Zahaczka fabularna?), ale podoba mi się na tyle, że je zredaguję. Czy pisanie postaci niebinarnej było trudne? Nie, pisało mi się Robin tak samo jak innych bohaterów. I jak przy innych musiałam się pilnować, żeby używać odpowiednich końcówek (kiedy jestem zmęczona automatycznie piszę wszystkich w rodzaju żeńskim). Być może wszystko zrobiłam źle i Robin jest potworkiem, ale spróbowałam. Tak, jestem z siebie dumna. Opowiadanie (roboczy tytuł W poszukiwaniu zaginionego kotka) jest prostą historią urban fantasy. Bo jako osoba cisgender nie powinnam pisać…
-
A czasami jest tak, że masz pomysł, a potem okazuje się, że jest on do niczego.
Grupa wydawnicza Alpaka ogłosiła nabór do antologii. Świetnie, pomyślałam, gdzieś w Google Docs mam zaczątki opowiadania, które powinno pasować. Pogrzebałam, znalazłam, przeczytałam co napisałam i trochę się załamałam. Nie tylko dlatego, że mam właściwie dwa fragmenty pierwszej sceny i trochę notatek co ma się wydarzyć, więc czekałoby mnie mnóstwo pracy. Ale też dlatego, że entuzjazm uleciał ze mnie jak powietrze z przekłutego balonika. Mam wrażenie, że próbuję ugryźć więcej niż mogę przetrawić. I że cokolwiek napiszę będzie do kitu. Ale czysta kartka (metaforyczna) jest jeszcze bardziej do kitu. A ja bardzo chcę coś do Alpaki wysłać. Więc mam do wyboru albo wymyślić zupełnie nową historię (i tutaj mój umysł panikuje…