Kolejny tydzień, kolejna książka Hordy (jeśli nie wiecie co to Harda Horda, zajrzyjcie tutaj). Tym razem nie nowość, za to powieść, którą polecało mi mnóstwo osób, których opinię szanuję i cenię. No i…
To nie jest zła książka! W żadnym razie! Powiedziałabym, że w swojej kategorii jest jedną z lepszych jakie czytałam. A biorąc pod uwagę, że był to debiut Autorki, jest naprawdę bardzo dobrze. Chciałabym zawsze czytać tak dopracowane debiuty. Być może moje oczekiwania zostały wywindowane przez pozytywne opinie. W każdym razie spodziewałam się czegoś więcej.
Dostałam klasyczne fantasy noir, zarówno w formie jak i w treści. Zazwyczaj lubię ten typ opowieści, ale tutaj brakowało mi jakiegoś twistu, czegoś co sprawiłoby, że intryga przykułaby moją uwagę. Nie przykuwała, głównie dlatego, że nasz główny bohater był zupełnie obok niej. Zwyczajne życie w podziemiach było ciekawe i intrygująco napisane, ale brakowało połączenia, wątku spajającego całość. Dwie karty czyta się jak zbiór opowiadań, który został przerobiony na powieść.
Niestety, nie polubiłam głównego bohatera. Szczerze mówiąc, poza wzbudzaną czasami irytacją, był mi doskonale obojętny. Może jestem już zmęczona mrocznymi bohaterami? W każdym razie bucera i moralna wyższość Krzyczącego działały mi na nerwy. Jako mroczny acz niechętny zbawca też nie był zbyt ciekawy. Głównie z powodu swojego odcięcia od świata. Za to postacie drugoplanowe są ciekawe i intrygujące (poza Marshią, ale w tej powieści ogólnie kobiety są albo archetypami albo plot devices pomagającymi bohaterowi) i im szczerze kibicowałam. Szkoda, że nie dowiedziałam się więcej o Iglendis, ale może w kolejnym tomie.
Podobała mi się budowa świata przedstawionego, to że świat Zmroczy jest bardzo niefajnym miejscem do życia, ale nie dusi czytelnika swoim mrokiem. Jest ciężko, często brudno i ciemno, ale w tej powieści ludzie sobie pomagają. Autorka nie czyni też prostego podziału na współczujących biednych i bezduszną szlachtę. Do tego mamy jeszcze bardzo ciekawą mitologię, rozwijaną stopniowo i oryginalny system magii, który poznajemy wraz z bohaterem. Same pyszności.
Jedyne co mi zgrzytało to społeczny aspekt magii. Niby Czarni magowie są poszukiwani przez Srebrnych i zabijani, ale w powieści od Czarnych się roi. I żyją sobie spokojnie pod nosem Srebrnych i nic się z nimi nie dzieje (zwłaszcza, że rozpoznanie czy ktoś jest czarnym magiem po aurze przychodzi bohaterom bardzo łatwo. Być może bohaterowie należą do światowej ligi jeśli chodzi o moc i wiedzę, ale tego mi powieść nie pokazuje). Nie wszystko da się wyjaśnić zachowaniem Ekwilibrium. Ale Dwie karty to pierwszy tom, być może w kolejnych znajdę wyjaśnienia.
Redakcyjnie też nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Są drobiazgi (przy opisie tworzenia eliksiru słowo produkt raz oznacza surowiec raz gotowy produkt; czasami jedno słowo powtarza się kilka razy na jednej stronie), i rzeczy nieco większe jak pojawiająca się czasami stylizacja wypowiedzi. Są rzeczy ważniejsze- raz nasz żyjący w samotności bohater znajduje sobie samotnię by odpocząć od ludzi. Innym razem nasz wydrenowany z energii bohater i bardzo dogodnie spotyka na cmentarzu kobietę, która bez wahania pozwala mu pobrać nieco swojej. Ten wątek się potem niby ciągnie, bo okazuje się że kobieta ma powiązania z innymi bohaterami, ale nigdy nie wraca do bohatera.
Jeśli czytaliście Olgę i osty i podobało Wam się, Dwie karty też powinny. Jeśli nie czytaliście Olgi, to nadróbcie koniecznie. A jeśli macie ochotę na dobre mroczne fantasy, to polecam Dwie karty. Zwłaszcza, że obecnie aura za oknem odpowiednia do takich lektur.
Autorka: Agnieszka Hałas
Tytuł: Dwie karty
Wydawca: Rebis
Format: papier